Mieszkanie mieści się w starej, ale zadbanej kamienicy. Łącznie z parterem posiada ona cztery piętra, a do tego piwnice; każda z nich przypisana jest do mieszkania. Na klatkę schodową można się dostać od zewnętrznej strony, z ulicy, jak i z wewnętrznego dziedzińca. Główne wejście wychodzi na jeden z niewielkich parków w mieście, nieopodal jednego z teleportów prowadzących do mugolskiej (lub magicznej) części Petersburga. Klatka schodowa jest schludna i utrzymana w jasnej kolorystyce. Na każdym piętrze znajdują się po dwie pary drzwi.
Wszedłszy do mieszkania Wrońskiej, najpierw wchodzi się na w miarę szeroki hol. Naprzeciw drzwi wejściowych jest wysoka szafa, w której można odwiesić odzież wierzchnią i schować obuwie. Korytarz pociągnięty został w linii prostej. Po prawej stronie jest wejście do sypialni Heleny, skąd można dostać się do prywatnej łazienki i niewielkiej garderoby. Kolejna para drzwi prowadzi do małej sypialni gościnnej. Po lewej stronie są jedne drzwi, za którymi znajduje się łazienka. Na samym końcu holu natomiast jest łuk prowadzący do pokoju dziennego. Z niego zaś jest przejście do gabinetu po prawej stronie mieszkania, a po lewej - do kuchni. Mieszkanie jest przestronne; charakterystyczne wysokie sufity, podłoga z drewnianych paneli. Jest dobrze oświetlone i utrzymane w dość stonowanej kolorystyce.
Trudno powiedzieć, żeby pogoda sprzyjała. Konsekwentnie robiło się coraz zimniej w związku z zaistniałą porą roku. Śnieg sypał, lód się chował pod puchem i tylko stanowił pułapkę dla mniej ostrożnych osób. Helena umówiła się z Piotrem, aby przyszedł o popołudniowej porze. Musiała jeszcze coś dokończyć, a i samemu Romanovowi najwidoczniej było na rękę, że od razu się zgodził. Mimo że spędzili tydzień w swoim towarzystwie, to jakoś czuła się poddenerwowana. Fakt faktem, siedząc u Piotra miała wrażenie, jakoby była intruzem i nawet jeśli czas spędzało im się całkiem przyjemnie, to na początku było naprawdę niezręcznie! Tym bardziej kiedy jeden raz Romanov wdarł się do sypialni, którą tymczasowo zajmowała, a Helena wtedy była w trakcie poprawiania rajstop i ubierania się. Chyba z godzinę milczeli! Dochodziła godzina siedemnasta, a na tę zapowiedział się Piotr. Helena już wcześniej zdążyła wszystko uporządkować i upewnić się, że są potrzebne produkty. Skrzat w kuchni przygotowywał kolację, a przez otwarte okna można było usłyszeć uliczny gwar spacerowiczów, którzy wracali do domów. Ilik od czasu do czasu wydał głos, szczebiot czy cokolwiek, obserwując ulice. Wrońska przejrzała się w lustrze i palcami przeczesała włosy. Zerknęła na zegarek i poprawiła jeszcze długi sweter, pod którym miała wygodną koszulę.
Tydzień wspólnego mieszkania u Piotra skończył się bardzo szybko, a i tak nie uniknęli krępującego momentu. Był gotów zrezygnować z oferty noclegowania u Wrońskiej, ale po dłuższym przemyśleniu zaniechał tej słabości. Słowa należało dotrzymywać, bez względu na to co się obiecało. Uszka zadbała o spakowanie ubrań i przyborów do higieny osobistej. Zabrał dodatkowo swój notes oraz książkę, którą aktualnie czytał. Rosyjski kryminał spod pióra cenionego pisarza czarodziejów, Borisa Akunina. W pracy wziął urlop, co początkowo wywołało nie lada szok wśród kolegów i koleżanek z oddziału. Ostatecznie życzono mu dobrego wypoczynku. Teleportował się nieopodal kamienicy w której rezydowała Helena. Pogoda uniemożliwiała dłuższe podziwianie fasady, a Piotr wolał, aby gospodyni nie ujrzała go z odmrożonymi uszami. Wstawił się punktualnie z przylizanymi włosami, które były wilgotnawe od roztapiającego się śniegu, z bukietem zaczarowanych róż w kolorze bieli i delikatnego różu oraz z elegancką walizką. Uwagę przykuwał pstrokaty szalik z gryzącej owczej wełny. Przywitał się obdarzając Helenę uśmiechem i wyżej wymienionym bukietem. Nie strzelał oczami na boki w celu lustrowania wnętrza mieszkania. Te akurat najmniej go interesowało. Odwiesił płaszcz z szalikiem, umył ręce i oddał się w całości w ręce gospodyni.
W czas, pomyślała Helena, gdy równo ze wskazówką na godzinie siedemnastej, rozbrzmiało pukanie do drzwi jej mieszkania. Otworzyła je na oścież i uśmiechnęła się do Piotra na powitanie. W następnej chwili natomiast podziękowała za wręczony bukiet kwiatów i pochwaliła, że są ładne. Cofnęła się do korytarza, zapraszając jednocześnie swojego gościa. — Tutaj możesz odwiesić płaszcz — wskazała na szafę, którą zdążyła otworzyć. — Zaraz do ciebie wrócę, tylko wstawię kwiaty do wazonu. Helena zniknęła w jednym z pomieszczeń, podczas gdy Piotr mógł się ogarnąć. Nie trwało to długo, zanim właścicielka mieszkania nie wróciła do Romanova. Sam zainteresowany zdążył zauważyć jasnobeżowe ściany korytarza i ciemną podłogę. W głąb był niewielki chodniczek między komodą a wysoką etażerką, nad którą wisiał podświetlony obraz. Na etażerce natomiast stała zielona, szklana miska. W niej były klucze. Inną ozdobą był zegar na przeciwległej ścianie, średniej wielkości, dość standardowy. Obok szafy stało krzesło utrzymane w podobnych kolorach. — Sądziłam, że weźmiesz Cara — przyznała, nie ukrywając swojego zdziwienia. Piotr zdążył jej powiedzieć, że z psem to prawie nierozłączni, więc przyszło jej na myśl, że swojego pupila weźmie na ten tydzień do Wrońskiej. — Oprowadzę cię czy najpierw chcesz zanieść walizkę? A przecież mogła zrobić jednocześnie obie rzeczy! Może faktycznie denerwowała się na tyle, że sam lekarz mógł zauważyć gołym okiem?
Momentami bał się, że wszystko - począwszy od ich ubioru po zachowanie - wydaje się sztuczne. Udawali miłych, bo mieli za kilka miesięcy wziąć ślub? Brali udział w grze, której warunki dyktowały społeczne normy? Mogli tego nie robić, mogli się uznać za nowoczesnych, ale czy tradycja była zła? Warta zawiedzenia rodziców? Piotr swoich kochał miłością jaką tylko dzieci są w stanie obdarzyć swoich rodziców. Nie zgadzał się z nimi w wielu sprawach, lecz nie potrafił odnosić się do nich w sposób chamski. — Pomyślałem, że nie będę go stresował zmianą miejsca. Możemy do niego zaglądać i zabierać na spacery — odpowiedział swobodnie — Wziąłem wolne. Nic nie stoi na przeszkodzie, abyśmy pojechali gdzieś za miasto. Obojętnie, nic się nie stanie jak postoi tutaj czy poleży w sypialni — dodał, z pogodnym uśmiechem. — Ładnie urządziłaś mieszkanie — pochwalił.
— Jasne, czemu nie — odpowiedziała. Rozumiała, dlaczego Piotr nie zdecydował się na to, by przyprowadzić ze sobą psa. Zwierzęta różnie reagowały na zmianę miejsca i nie zawsze w ten sposób, gdzie można było uspokoić. Czasem trzeba było się namęczyć. Zarazem nie była rozczarowana, więc przytaknęła na propozycję spacerowania ze zwierzęciem. — O czymś konkretnym pomyślałeś, żebyśmy wybrali się za miasto? — zagadnęła, decydując się na to, aby oprowadzić Piotra. Tuż za szafą w holu były drzwi. Prowadziły do sypialni Heleny. W niej było wejście do jednej łazienki. Dwuosobowe, dość spore łóżko miało po obu stronach szafki nocne i niewysokie lampki. Ława u nóg łóżka przykryta była złożonym kocem. Wyższa, wąska komoda stała niemalże w rogu, na lewo od wejścia. Tak samo po lewej stronie była nieduża, ale zdobiona toaletka z akcesoriami i biżuterią. Można było przedostać się na balkon. Sypialnia miała zielone akcenty, choć głównym kolorem był beż. Łazienka była w podobnej kolorystyce; posiadała wannę, stoliczek z zielonymi kwiatami i trzy świeczki. Kolejnym pomieszczeniem była sypialnia gościnna. Szafa i komoda stały na prostopadłych względem siebie ścianach, a dwuosobowe łóżko ustawione było na środku. Z jednej strony był stolik, zaś z drugiej - niewysoki kufer. Kolory tutaj przechodziły w granat. Naprzeciw wejścia do sypialni była kolejna łazienka, która jednak posiadała kabinę prysznicową. Dalej można było przejść do ciemnego, ale dobrze oświetlonego salonu. Drewniany stolik do kawy ustawiony został przed trzyosobową kanapą. Dwie komody skrywały różne bibeloty. Na jednej z nich był stary gramofon z kilkoma płytami. Na lewo od wejścia była kuchnia - jasne meble, jasny blat, drewniany stół, który można było rozszerzyć, żeby pomieścić więcej osób. Z kuchni można było dostać się do niewielkiej spiżarni i części gospodarczej. Po prawej stronie natomiast była biblioteczka, przed którą stał toporny, ale wygodny fotel. Za nim było wejście do gabinetu, a te również było bogate w zbiór książek, globus, szerokie biurko z artykułami piśmienniczymi. Zwitek gazet sprzed ostatnich dni leżał na blacie. — Dość nudny wystrój, ale... Mam nadzieję, że się nie pogubisz — zażartowała Wrońska i wsparła jedną rękę o biodro. — Napijesz się czegoś?
Kim by był, gdyby nie miał planów? Na pewno nie Piotrem R. Długo nie musiała czekać na odpowiedź, ta przyszła wraz z prezentowanymi pomieszczeniami, które oglądał nie przyglądając się zbyt długo. Na szczegóły wystroju zwróci uwagę później. Miał na to aż siedem dni! — Wyborg. To miasto niedaleko granicy z Finlandią. Jest dosyć urokliwie z tego co słyszałem. Pomyślałem, że moglibyśmy pojechać tam na jeden nocleg i wrócić. Słyszałaś o tym mieście? Nie jest co prawda szczególnie znane i polecane... Szkoda, że akurat jest zima — w głowie układała mu się powoli trasa wycieczki. Muzeum w zamku, park z zabytkową zabudową, stara średniowieczna karczma pamiętająca najazdy wikingów... — Nie jest nudny — zaprotestował, spoglądając na Helenę. — Herbaty, obojętnie jakiej. Niesłodzona. Takie miał życzenie. Udał się za nią do kuchni, pozwalając sobie przysiąść na krześle. Miał na sobie eleganckie czarne spodnie i ciemny bordowy golf bez żadnych ozdobień. Na lewym nadgarstku nosił zegarek, a na dłoni prawej ręki nosił rodowy sygnet Romanovów. — To co sądzisz o wypadzie poza Petersburg? Mam nadzieję, że nie wszedłem ci w paradę i nie musisz z czegoś rezygnować — nawiązał do początku ich rozmowy.
— Kojarzę miasteczko — wtrąciła, zanim Piotr rozgadał się na dobre. Nie przeszkadzało jej to. Piotr nie mówił głupot, miał interesujący ton głosu, a i potrafił zainteresować. Zdążyła się o tym przekonać podczas pobytu u niego, jak i wcześniejszych spotkań, do których chcąc nie chcąc zostali zmuszeni. — Nie byłam, więc chętnie zobaczę — wpierw pokręciła głową, a następnie uśmiechnęła się do mężczyzny. — Kto zabroni podróżować dwa razy w to samo miejsce? I tak się mówi, że miasto za dnia, a nocą to co innego — wzruszyła dość niedbale ramieniem. Jeśli obojgu spodobałoby się miasteczko to Helena nie widziała powodów, by nie przyjechać tam ponownie. Kiwnęła i wzięła się za przygotowanie herbat. Skoro Piotr pozostawiał jej wybór, to Wrońska zdecydowała się na mieszankę owoców leśnych. Nie trwało to długo. W trakcie gotowania się wody, Lena przyjrzała się Piotrowi. Nie mogła zarzucić mu, że był niedbały czy źle się ubierał. Wręcz przeciwnie. Dobrze się prezentował, mimo że kolorystyka nie rzucała się w oczy. Zresztą, taką preferowała ona sama. — Och nie, w ogóle mi nie pasuje, żebyśmy się wybierali za miasto. Mam parę spraw do załatwienia... — mimo dość oburzonego tonu, wyraz twarzy złagodniał. — Żartuję. Skoro mamy zaplanowane pomieszkiwanie, teraz u mnie, razem, to chyba powinniśmy się nastawić na jakieś wyjścia, prawda? Zresztą, miasteczko wydaje się ciekawe, więc chętnie się wybiorę. Nie miała nic przeciwko temu. Udało jej się załatwić dłuższy urlop wypoczynkowy, całkowicie zasłużony. Nie żałowała, choć łapała się na tym, że zdarza jej się pomyśleć o pracy. Nic dziwnego, skoro tyle czasu w niej spędzała! — Chodź, usiądziemy w salonie. Jest wygodniej — zaproponowała, gdy zagotowała się woda i mogli przenieść się z filiżankami, podanymi kruchymi ciastkami i herbatą w dzbanie do wspomnianego pomieszczenia. Mogli się rozsiąść na kanapie, podczas gdy na stoliku wszystko znalazło swoje miejsce.
Przynajmniej nie musiała się obawiać, że Piotr jest lub byłby pośmiewiskiem ze względu na brak gustu lub ekscentryzm w dobieraniu ubrań. Wykształcenie, ale i wychowanie nauczyło go w dosyć naturalny sposób ubierać się bezpiecznie - miał swoje ulubione kolory, nigdy nic jaskrawego. Wolał się nie wyróżniać i nie przyciągać niepotrzebnie uwagi. Nie zależało mu na tym, aby krzykliwy dodatek niczym stroszenie piórek zwabiało innych. Na ustach Romanova igrał uśmieszek, co wskazywało na to, że przejrzał żarcik Heleny. Wspólna wyprawa była ekscytująca, a zarazem dziwiła pod tym względem bo przecież to miała być wycieczka do drugiego miasta. Żadne większe niebezpieczeństwo niż kradzież kieszonkowa im nie groziła. Zgodnie z zachętą przenieśli się do salonu. Swobodnie zasiadł na kanapie, wiodąc wzrokiem po wystroju. Nie sposób było zarzucić Helenie braku gustu. Może oceniał ją teraz przez pryzmat urządzania wspólnego gniazdka? W końcu to gospodyni nadawała kierunek i dopilnowywała takich rzeczy jak wystrój. Piotr nie zamierzał się wtrącać w plany małżonki, ale chętnie by się takowymi zaznajomił. — Jak już wspominałem szkoda, że mamy zimę. Mróz będzie nas ograniczał, ale myślę że zobaczymy większość z planowanych miejsc — powiedział — Wiele się jeszcze kryje tajemnic w naszym kraju. Mało kto zdaje sobie z tego sprawę i widzi w Rosji jedynie dwa największe miasta - Moskwę i Petersburg.
Helena nie miała pojęcia czy jej się wydaje, czy faktycznie tak było... Że Piotr zachowywał się pewniej i nie wydawał się tak wystraszony czy wycofany z rozmowy, jak wcześniej. Może zaczął przyzwyczajać się do jej obecności i godzić się z myślą, że Wrońska niedługo zostanie jego żoną i będzie musiał przyglądać się tej samej twarzy niemalże do końca życia? Wiadomym było, że przecież nie przewidzą przyszłości i nie mieli pojęcia, co może się wydarzyć. Nie przeszkadzało jej to. Właściwie to Helena cieszyła się z tego, że Piotr otwiera się na nią i jej osobę. Zalała filiżanki. Jedną z nich podała mężczyźnie, nachylając się do stolika. Rozpuszczone, średniej długości włosy częściowo przykryły jej oblicze. Mimo to, nasłuchiwała i pokiwała w pewnej chwili głową. — To nie jest nic nowego. Często takie miejsca rozsławiają po to, żeby do innych ludzie się nie pchali — stwierdziła na wpół żartobliwym tonem, gdy już swobodnie, ale ostrożnie, oparła się o poduszki. Spodek od filiżanki wsparła na kolanie, podtrzymując dłonią naczynie, żeby czasem się nie wywróciło. — O tyle dobrze, że o takiej porze roku nie będzie żadnych tłumów, więc można swobodnie spacerować. Choć na minus jest to, że pogoda nie sprzyja, ale miewaliśmy gorsze. O wiele — z pewnością oboje pamiętali większe zaspy albo słyszeli od rodziców czy dziadków o tychże, przez co czasem ciężko było wyjść z domu. — Jak się czujesz z myślą, że masz wolne? — zagadnęła. Piotr sam zdążył wspomnieć podczas pobytu Wrońskiej u niego, że wcześniej nie myślał o tym, aby wziąć sobie wypoczynkowy.
— Byłoby to zacne, ale prawda jest niestety bardziej ponura — odpowiedział ze swobodą kogoś kto czuł się dobrze w towarzystwie rozmówcy. Nie miał przemądrzałego tonu przez który Helena mogła poczuć się gorsza. Piotr posiadał liczne zainteresowania, a te przejawiały się najczęściej w takich momentach. Rozmowa o miastach była idealnym powodem, aby poruszyć kwestie ekonomiczne i społeczne. Tego jak wielkie miasta w Rosji rozwijają się kosztem mniejszych. Monopol Moskwy i Petersburga dla wielu kończył się wyludnianiem miasteczek i wiosek. Jedynie nieliczne osady czarodziejów pielęgnowały zwyczaj mieszkania poza głównymi aglomeracjami. Starszyzna jednak od kilkunastu lat stawiała na wielkie miasta. Ministerstwo Magii, Hotynka, sklepy i produkcja... Podzielił się tym spostrzeżeniem z Wrońską, przerywając chwilami żeby zwilżyć gardło herbatą lub schrupać ciasteczko. — Dziwnie. Nie przywykłem do nic nie robienia — uśmiechnął się. — Jednak w takim towarzystwie na pewno się to zmieni. W pracy nie mogli się nadziwić więc to chyba jednak dobry czas na wykorzystanie wolnego.
Z pewnością Helena nie będzie mogła powiedzieć, że Piotr był osobą małomówną. Jeśli trafiło się na odpowiedni temat albo pokrewny, z którego Romanov mógł zejść na właściwe tory, to - przynajmniej na ten moment tak uważała Wrońska - zagwarantowane miała słuchanie monologu. I choć niekiedy potrafiło jej to przeszkadzać, to nie odczuwała takiego znużenia w przypadku swojego przyszłego męża. A ze względu na to ostatnie - to było bardzo ważne. Podobnież miała nadzieję, że i ona nie nudziła Piotra. Wtedy to kolejny problem zdaje się być rozwiązany. — Ach, to prawie jak u mnie — Helena uśmiechnęła się z zauważalną podzięką, gdy Piotr chcąc nie chcąc sprzedał kolejny komplement. Tak to odebrała. — Też potrafili się nadziwić, ale w końcu dali spokój. Zapewne przeraża ich perspektywa, że można wykorzystać jednocześnie wszystkie wolne dni od pracy, które zdążyły się nazbierać. A skoro sam mówisz, że u ciebie tak zareagowali, to pewnie też masz trochę w zapasie? Wcale nie byłaby zdziwiona, gdyby wyszło na jej. W końcu samą odpowiedzią Piotr potwierdził to, o czym myślała. Helena przytaknęła, że owszem, to dobry czas. Przez myśl jej przeszło czy Romanov ma jakieś oczekiwania wobec tygodniowego pomieszkiwania u Wrońskiej. — Będziesz mógł się wyspać i na spokojnie poczytać — zaproponowała i zaraz się zastanowiła, zerkając ponad ramię Piotra. — Albo układać mugolskie puzzle. Jeśli lubisz — dodała, zapijając swoje słowa herbatą. Ilik zatrzepotał skrzydłami, ale nie przyleciał do salonu. Dało się go zauważyć z miejsca, w którym siedziała Lena z Piotrem.
— Rzadko korzystałem z urlopu. Sympozja naukowe pokrywały się z pracą — wyjaśnił. Dlatego też branie wolnego dla przyjemności wywoływało szok i podśmiechujki. Niektórzy żartowali, że Romanov znalazł w końcu dziewczynę. To było przed tym jak Avoska ogłosiła ich gorącą parą wśród zimnokrwistej arystokracji. Potem już padały gratulacje i teksty, że Piotr ma teraz WAŻNIEJSZE zajęcie. Wszystko to traktował z przymrużeniem oka i z uśmiechem, nie wdając się w tłumaczenia. Komentarz był zbędny. Wychodził z założenia, że zawsze będą gadać bez względu na to co powie. Od czasu ogłoszenia zaręczyn przeważały życzenia i żarciki o dominujących żonach. — Puzzle? — zapytał zaciekawiony. Najwyraźniej obca była mu ta rozrywka mugoli. Czarodzieje takowych nie posiadali. Spojrzeniem powędrował w stronę hałasu robionego przez ptaka Heleny. — Helena... — zaczął, gdy już wytłumaczyła czym są puzzle. Zawsze używał jej pełnego imienia, a ona go nie poprawiała — Czy twoi znajomi... Koledzy z pracy... Mówią o nas? O naszych zaręczynach?
Pokiwała głową. Naprawdę, nie była zdziwiona i doskonale rozumiała Piotra. — No, puzzle — przytaknęła. Przeprosiła na moment Romanova i skierowała się do jednego z licznych regałów. Tam, na jego dole, znalazła jedno z paru podobnych do siebie pudełek. Wróciła z nim na kanapę i podała Piotrowi opakowanie. — Masz taki krajobraz do ułożenia. W środku są te wszystkie elementy, które trzeba odpowiednio dopasować, aby zgadzało się z tym, co jest na opakowaniu. Mugole ponoć to lubią, więc kiedyś spróbowałam. Dobre na wyciszenie się i skupienie — wytłumaczyła w ten sposób. Uznała, że tak będzie najłatwiej, a i sama się przy tym nie pogubi. Nie ukrywała jednocześnie tego, że choć często oddawała się pracy - być może była na takim samym poziomie zapracowania, co jej narzeczony - to jednak potrafiła sprawić sobie taką rozrywkę. — Słucham? — uniosła spojrzenie, gdy odezwał się do niej po imieniu. Kusiło ją, żeby poprawić. Być może nawet dzisiaj mu zasugeruje, że nie musi zwracać się do niej pełnym imieniem. Teraz jednak tego nie zrobiła. Przyglądała się Piotrowi, jak przez chwilę się miotał ze swoim pytaniem. — Och, mówisz o tym, co Avoska pisała? — zagadnęła, przypominając sobie ten artykuł. Upewniała się zarazem czy faktycznie Piotr do tego nawiązywał, jak i znajomi z pracy Wrońskiej. — To... nie wiem czy mówią cały czas, ale był taki moment. No i dopytują, jak to się stało, kiedy zamierzamy wziąć ślub i czemu nic nie mówiłam. Dlaczego pytasz?
Z zainteresowaniem podobnym do tego jakie okazywały dzieci, Piotr oglądał pudełko z puzzlami. Z jednej strony, z drugiej. Nawet otworzył żeby przejrzeć zawartość. Skomentował, że wygląda to ciekawie i chętnie spróbuje jutro ułożyć. — I Avoska i to co się rozniosło w naturalny sposób w kuluarach. Uroki przyjęć — uzupełnił, mając na twarzy ten wyraz zakłopotania. Sprawa dotyczyła ich obojga, a czuł się onieśmielony jakby musiał przyznać się przed nią do czegoś wstydliwego. — Pytam, bo... Poza gratulacjami pojawiają się głupie komentarze, pytania i ogólnie tak — próbował wzruszyć ramionami. — Nie, żebym się tym przejmował, bo to głupoty przecież ale byłem ciekaw czy tobie też się tak naprzykrzają. Najwidoczniej środowisko medyczne było bardziej złaknione ploteczek niż te ministerialne.
Wrońska sama zaoferowała się, że mogą razem ułożyć. Przecież głupio wyglądałoby, gdyby Romanov siedział niczym dziecko z puzzlami, podczas gdy Helena zajmowałaby się pracą lub czymś. Chciała być gościnna i żeby Piotr dobrze się czuł w trakcie tego tygodniowego pobytu. — I poczty pantoflowej, nie zapominajmy o tym — dopowiedziała pogodnie. Zauważyła dyskomfort u Piotra. Czy aż takie złe komentarze były? uszczypliwych uwag było od groma? A może w ogóle nie czuł się z tym dobrze? — Ach, to zależy. Jakie głupie komentarze poszły? Interesowała się. Bądź co bądź, chciała wiedzieć, co ludzie sądzą, mimo że nie uważała, aby ich opinie miały jakieś większe znaczenie. Liczyła na to, że te docinki nie są czymś, co miałoby sprawić Piotrowi przykrość czy go zniechęcić. Niektórzy jednak mieli takie zdolności. — Miałam gratulacje, jeden skomentował, że w końcu ktoś u mnie w życiu będzie to może zaczną mieć pracę dla siebie. Były niewybredne komentarze, a Marija już zaczęła zastanawiać się nad naszym ślubem, jak i podejrzewać czy to nie jest spowodowane ciążą. Choć, jak ona mówiła, to tego by się po mnie nie spodziewała — parsknęła, kręcąc lekko głową.
Skrępowanie rosło. To przecież takie głupie. Żałował, że poruszył ten temat. Ludzie potrafili być dla siebie okropni. Nawet dla kogoś takiego jak Piotr, który niekiedy obrywał za to, że był Romanovem. — Niektórzy kpili z tego, że rodzice znaleźli mi żonę. Inni wyśmiewali przestarzały system mariaży, inni sugerowali ustawkę, bo... Ech, cóż. Jak ktoś jest samotny to pojawiają się spekulacje co do orientacji albo tego czy jest się zdrowym... W każdym razie nie spodziewałem się, że nasze zrękowiny wywołają taki szum pośród znajomych. Uciekł wzrokiem w bok czując się zdecydowanie głupio. Po chwili wymówił się skorzystaniem z łazienki, gdzie postał przy umywalce, aby obmyć twarz chłodną wodą. Nie wiedział po co poruszył z Heleną ten temat, mógł zażartować albo coś w tym stylu, a nie tak... Czy wyszedł na idiotę? Głupka? A może sama go weźmie za jakiegoś wybrakowanego? Wrócił, uśmiechając się zdawkowo. — Mogę jeszcze herbaty?
Wysłuchała tego, co Piotr jej powiedział. To było przykre. Dorośli ludzi, a docinki niekiedy na poziomie nastolatków. Przestarzały system może i był, ale już dawno część rodzin od tego odeszła. Przynajmniej oficjalnie. Nieoficjalnie nadal na coś się umawiali. Może i było to mniej nachalne niż w przypadku Heleny i Piotra, aczkolwiek oboje nie wydawali się aż tak przymuszeni do tego, by mieć ze sobą kontakt. — Ach, żeby tylko w ten sposób. U mnie zakładali, że pewnie do niczego się nie nadaję... — Helena chciała kontynuować, jednak w tym samym momencie Piotr zdecydował się na pójście do łazienki. Zdążyła zauważyć, że było mu niezręcznie. Skinęła na zrozumienie i raz jeszcze pokierowała Romanova; dłonią wskazała jak powinien iść razem ze słowami, które wypowiedziała. Siedząc przez niedługą chwilę samej, napiła się herbaty. Przeszło jej przez myśl, żeby zmienić temat lub to wyjaśnić. Nie wiedziała jednak, jak psychiatra na to zareaguje. Nie chciała do siebie zniechęcić, skoro zaczęli się dogadywać. Akurat wstawała z kanapy, żeby się poprawić, kiedy Piotr wrócił do salonu. — Jasne — uśmiechnęła się i sięgnęła po różdżkę. Krótkie zaklęcie wystarczyło, żeby dzban z herbatą tymczasowo zyskał na temperaturze. Helena rozlała po chwili ponownie napój do filiżanek. — Jesteś głodny? Zerknęła na Romanova i zaraz podała mu naczynie. — Wracając do tematu... Nie ma co się przejmować. Są złośliwi i durni, a jak będą widzieć, że ci niewygodnie z tym to pewnie będą dalej swoje uwagi rzucać. Zawsze możesz im odpowiedzieć. Jestem przekonana, że znasz jakieś smaczki na temat ich życia czy zachowań — powiedziała pocieszająco. Jednocześnie jej ton wskazywał na to, że sama rezygnuje z tematu, aby nie pogorszyć wieczoru. Za oknami było już ciemno, a światła ulicznych latarni oświetlały ulice i niższe kondygnacje budynków. Nic nie oślepiało narzeczeństwa.
Ta rozmowa sprowadziła się do jednego ważnego problemu. Oboje pomimo odnoszonych sukcesów i pozycji byli postrzegani przez ten sam pryzmat - brak rodziny. Nie mieli partnera, nie było obrączki na palcu ani dzieci. Bez względu czy mugol, czy czarodziej to najwidoczniej każdego obowiązywało to samo prawo społeczne. Piotrowi było głupio i choć potrafił sobie naukowo to przetłumaczyć, że wcale nie ma czego się wstydzić to jednak poczucie upokarzającego wstydu nie znikało przy żartach kolegów, ani teraz kiedy uszczknął trochę tematu Helenie. Kobiecie, która miała zostać jego żoną i matką dzieci. Mieli tworzyć związek oparty na relacji, niektórzy powiedzieliby, że na miłości. Patrzył jednak na Wrońską i nie czuł tego podręcznikowego przykładu zakochania. Co było nie tak? Czemu nie mógł cieszyć się prostotą życia chociaż w tym przypadku? Lubił towarzystwo Heleny, zresztą nie dało się jej nie lubić. Musiał odetchnąć. — Nie, nie musisz się kłopotać — odparł. Sięgnął po filiżankę z herbatą. — Nie jestem typem, który plotkuje. A moja praca jest na tyle specyficzna, że wystarczy zamknąć się w gabinecie i mieć kontakt wyłącznie z pacjentami. To samo obchód. Odprawy też załatwia się wyłącznie twarzą do ordynatora. Nie przejmuje się, po prostu nigdy nie poświęcano mi aż tyle uwagi. Nawet jak awansowałem. A tu proszę. Ogłoszenie zaręczyn i ludzie powariowali.
W tej chwili sama Helena nie potrafiła powiedzieć, żeby ich relacja i plany na przyszłość były powiązane z gorącym uczuciem, które najczęściej do tego prowadziło. Nie powiedziałaby też, że to jest wina braku perspektyw, bo byłoby to dość krzywdzące dla samego Piotra. Bardziej brak planu z jej strony, parę lat ignorowania drobnych i zawoalowanych sugestii rodziców, aż w końcu się doigrała. Oboje zresztą. Przez swoją bierność, brak zmian w życiu osobistym, gdzie w ich wieku niektórzy już mieli dwójkę dzieci, a na salonach szli jako państwo, z pewnością zmotywowało rodziców do tego, aby się wtrącili. Helena widziała w Piotrze przystojnego i ułożonego mężczyznę, interesującą osobę do różnych dyskusji, która posiadała pasje. Oboje mówili o sobie, jakoby byli nudni, ale w tej kwestii Wrońska sądziła, że jednak wygrywa. Nie uważała siebie za osobę ciekawą czy wielce charyzmatyczną. W każdym razie, nie widziała w Piotrze kogoś, dzięki komu teraz w brzuchu miałoby przysłowiowo świszczeć, kręcić się, a motyle zaraz doprowadzałyby do szału. Niewykluczone, że ich wiek, dojrzałość i zawody, jakimi się parali, na to wpływały. Wrońska aktualnie wolała wpierw zaprzyjaźnić się z Romanovem. Bo od tego może to pójść w różne strony, a jeśli mieli być małżeństwem to dobrze by było, żeby się porozumieć. W końcu najważniejszym było znalezienie i stworzenie solidnego gruntu. — Ach, daj spokój. Nie będę sama jadła — machnęła dłonią i parsknęła. Co prawda, nie ruszyła od razu do kuchni, bo Piotr znowu się rozgadał. Dopiero po chwili gestem ręki zachęciła mężczyznę do tego, żeby się podniósł i ruszył za nią. Spodki z filiżankami wzięła ze sobą i ustawiła na blacie drewnianego, średniej wielkości stołu. — Wydawało mi się, że jednak lubisz plotkować. Ot, choćby na przyjęciach — powiedziała, przepraszając Romanova, że nie może siedzieć twarzą w twarz. Zaczęła przygotowywać posiłek, choć nie było to nic kunsztownego i wskazującego na dobrobyt. Ot, domowa sałatka i kanapki, które wylądowały na osobnych talerzach. — Rozumiem. Ludzie tak mają. Jak coś jest prywatnego, intymnego to zaraz nadstawiają uszu, żeby dowiedzieć się jak najwięcej. Niedługo padną pytania o przygotowania do ślubu, a potem już o wybór imion dla dzieci i tak dalej — odparła, zanim wgryzła się w kanapkę.
Wychodziło na to, że oboje mają szansę stworzyć coś trwałego i opartego na przyjaźni. Było to znacznie cenniejsze niż coś bazującego na burzy hormonów. Może nawet to lepiej ich opisywało? Spokój, trwałość i przemyślane decyzje? Piotr nie przekreślał szans na to, że ostatecznie poczuje do Heleny mięte, ale i też mentalnie przygotowywał się na to, że resztę życia może spędzić z kobietą o podobnych zainteresowaniach. Nie musiała go namawiać na jedzenie, o dziwo zaprotestował z wyuczonej grzeczności. Poszedł za nią do kuchni i przysiadł na stołku. Obserwował Lenę przy wykonywanych czynnościach. — Przyjęcia rządzą się swoimi prawami — odparł, najwidoczniej mając na wszystko wytłumaczenie. Nie uważał się za plotkarza. — Złośliwostki podczas takich wydarzeń są naturalnym sposobem na odreagowanie całej tej otoczki pełnej fałszywych pochlebstw, udawanej grzeczności i hucznemu świętowaniu czegoś tylko po to, aby ukryć inne niedoskonałości. Większość takich przyjęć to gra pozorów. Sama pewnie to zauważyłaś. Podziękował za kanapkę i sałatkę, życząc Helenie smacznego. — Żałowałaś kiedykolwiek, że jesteś Wrońską?
Gdy Piotr mówił, Helena przygotowywała posiłek, jak i sprzątała zaraz po sobie. Nie pozostawiała żadnego bałaganu, więc zanim usiadła naprzeciw Romanova, blat już był czysty i nie było śladu po wyciągniętych produktach. Najwidoczniej przez te wszystkie lata nauczyła się sprzątać na bieżąco, zaś potrzeba porządku najprawdopodobniej nie przekładała się jedynie na kuchnię, ale też inne sfery w jej życiu. O tym mężczyzna zdąży się przekonać, o ile jeszcze do tego nie doszło. — Nie zmienia to jednak tego, że jest to plotkowaniem i jest to na tyle... powszechne na takich przyjęciach, że rozumiem, czemu tłumaczysz w ten sposób — trudno orzec czy Wrońska zapragnęła sprzedać Piotrowi prztyczka w nos, nie dając mu szansy na wytłumaczenie, które miałoby ją zadowolić. Nie zmieniało to tego, o czym zdążyła wspomnieć. Nie krytykowała jednak mężczyzny twierdząc, że jest plotkarzem, bo do takiej rangi jeszcze trochę mu brakowało. A słysząc, co on mówi, wątpiła w to, żeby to było jego aspiracją. Być petersburskim plotkarzem salonów. Wskazała na swoją twarz wymownym gestem. Była w trakcie przeżuwania kanapki, a nie chciała gorszyć Romanowa, wypluwając resztki jedzenia podczas udzielania odpowiedzi. Musiał zaczekać na to, aż Lena swoje przełknie. — Czy ja wiem. Właściwie to nie jestem pewna, co dokładnie masz na myśli. Wstydzić się za rodzinę? Och, żeby nieraz, w końcu wszyscy wiemy, jakie zdanie dynastie mają o Wrońskich — parsknęła. — Co jest dość krzywdzące, bo trzymają się, wbrew pozorom, dużo lepiej od co poniektórych. Myślisz o czymś konkretnym?
Nieznacznie zmrużył oczy. Dokładnie tak jak robił to w chwili, gdy miał się wdać z oponentem w polemikę. Nie widział jednak powodu, aby dalej roztrząsać kwestię plotkarstwa. Robił to żeby nie zwariować. Wyłącznie na przyjęciach. Ze smakiem wziął kolejny kęs kanapki, którą zagryzł sałatkę. Zdążył się już przekonać, że spod rąk Heleny wychodziły jadalne smakołyki. Uśmiechnął się lekko na widok pełnych policzków. — Nie, bardziej o to, że błękitna krew w pewien sposób nas warunkuje wśród magicznego społeczeństwa — wyjaśnił, nie wyglądając na znużonego lub zirytowanego rozmową. — W Koldovstoretz było jeszcze znośnie, ale na kursach i stażu... Różnie. Wymagano ode mnie więcej, traktowano z przymrużeniem oka. Wielu było takich co twierdziło, że pozycję zawdzięczam pochodzeniu. To, że Romanov należą do Starszyzny nie pomagało. Nie wstydzę się tego kim jestem.
— Nie powinieneś. Nie masz na to wpływu, w jakiej rodzinie czy dynastii się urodziłeś — odpowiedziała Helena przed sięgnięciem po kolejną kanapkę. — No, chyba żeś Goncharov czy Vankeev — napomknęła z lekkim mrugnięciem. Piotr znający zapewne również i historię dynastii Wroński, wiedział doskonale, że wymienione przez narzeczoną rodziny nie były w przyjaznych stosunkach z polską dynastią. — Na mnie też patrzyli z przymrużeniem oka. Nie tylko dlatego, że jestem Wrońska, bo... jak już wspomniałam, wychodzili z założenia, że jeśli rodzina głośna, to nikt nie potrafi się pohamować, wszyscy są gburami i się awanturują. Przynajmniej nie padają kłamliwe uśmieszki i przyjazne tony — niemalże się wzdrygnęła po tych słowach. Aż zagryzła kanapką. — Większym problemem dla mnie stanowiło to, że jak kobieta może pragnąć pracy, poważnych zadań i obowiązków. Udowodnienie, że nadaję się do wielu rzeczy było dość trudne. Z początku jeden chciał, żebym głównie notowała to, co on mówi, o czym jest dyskusja — przewróciła oczami, ograniczając się do takiego okazania swojej irytacji. Szkoda było o tym rozmawiać. Zarazem wyjaśniało, dlaczego Helena potrafiła być tak uparta w związku ze zwłoką, jeśli chodzi o założenie rodziny czy też jej zirytowanie podczas kolacji po słowach Iwana.
Wykwitł na jego ustach uśmieszek. Niby wolny od rodowych uprzedzeń, a jednak jakaś podskórna niechęć do Vankeevów czy innych rodów pozostawała. Zgadzał się z tokiem rozumowania Leny, tego właśnie potrzebował. Ustnego potwierdzenia od drugiej osoby. Nikt nie ma wpływu na to w jakiej rodzinie przyjdzie na świat. Kim będą rodzice. On i Helena mieli to szczęście, że przyszli na świat w bogatej rodzinie dynastycznej, która miała określoną historię i tradycję. Mogli rozwijać swoje zainteresowania bez obawy o brak możliwości finansowych. Podróżowali, kształcili się, aby ostatecznie próbować wyjść na swoje. Do śmierci jednak (albo wydziedziczenia, hehe) będą związani z rodem. Reprezentują nie tylko siebie. Mimo to odpowiedzialność ponosili wyłącznie za siebie. Spojrzał na Helenę współczująco, a zarazem nie było to nic przytłaczającego aby musiała źle się czuć. — Niestety, częste zachowanie. Szczególnie u mężczyzn na wysokim stanowisku. W Ministerstwie nadal panuje XX wiek. Cieszę się, że się nie poddałaś. Gdybyś w którymś momencie potrzebowała rozmowy... Służę uchem — posłał jej przyjemny uśmiech. Nie wątpił, że ma przed sobą silną kobietę. Dorastając z licznym rodzeństwem i w tak szczególnej rodzinie musiała umieć zawalczyć o siebie. Piotr na jej tle wypadał blado. Napił się i wziął kęs kanapki.